Czy naprawdę trzeba mieć „doła”, żeby być poważnym dramatopisarzem?


„Śmiechu warte”. Dlaczego polska literatura tak bardzo boi się komedii?

KULTURA I LITERATURA|
Felieton|Esej krytycznoliteracki|
🖋 Autor: [Lampart]
📅 Data publikacji: 12 września 2025

Zamiast rozśmieszać – wolimy wzruszać. Zamiast dystansu – patos. Polska literatura cierpi zawodowo. Komedia? To nie nasza liga. Czy naprawdę trzeba mieć „doła”, żeby być poważnym pisarzem?

„Śmiechu warte” – polska literatura i jej fobia przed komedią

Kiedy patrzę na polską literaturę, mam wrażenie, że nasze narodowe motto brzmi: „Cierpienie ponad wszystko”. Zamiast śmiać się – wzruszamy się. Zamiast dystansu – patos. Komedia? Oj, nie ta liga. Czy naprawdę trzeba mieć permanentnego doła, żeby zostać „poważnym” pisarzem?


„Cierpienie uszlachetnia” – wersja eksportowa

Zacznijmy od banału: literatura lubi dramat. Ale polska literatura – dramat kocha wręcz obsesyjnie. U nas cierpienie jest jak narodowy sport, obowiązkowy składnik dzieł uznanych za „wielkie”. Śmiech? Przez wielu traktowany podejrzliwie. Jakby był wyrazem braku szacunku dla sztuki, życia albo – co gorsza – historii.

Kiedy Stefan Żeromski przyznał, że jego celem jest „rozdrapywanie ran”, wszyscy pokiwali głowami ze zrozumieniem. Tak trzeba – mówili – trzeba cierpieć, żeby pisać prawdziwie. I od tego czasu jakoś już tak zostało. Uznany pisarz powinien być poważny, najlepiej smutny i trochę rozczarowany światem. A jego bohater – pogubiony, rozdarty, na pewno nieśmiejący się z własnych nieszczęść. Żeby nie pomylić go z kabareciarzem.


Tragedia to powaga, komedia to żart. I to jest problem

Problem polega na tym, że komedia bywa u nas utożsamiana z brakiem powagi. A brak powagi – z brakiem głębi. I tak oto zamykamy sobie drogę do całej przestrzeni refleksji, która może być wyrażona lekko, z dystansem, z humorem. Takiego humoru bał się nawet Gombrowicz, który ironizował:

„Polacy nie mają poczucia humoru. Mają poczucie cierpienia.”

A przecież komedia nie musi być płaska. Wręcz przeciwnie – najtrudniejsze tematy można czasem wyrazić właśnie przez śmiech. Tylko że to wymaga odwagi. Bo żeby napisać dobrą komedię, trzeba stanąć poza swoim ego, poza swoją misją, poza nadętą formą. Trzeba zaryzykować, że ktoś się nie śmieje. Trzeba przestać brać siebie tak śmiertelnie serio.


Polska literatura – kabaret śmierci

Zobaczmy, jak to wygląda w praktyce. Dziady cz. III – Konrad próbuje przejąć kontrolę nad światem, kłóci się z Bogiem, wszystko w mroku celi, z okrzykiem „Cierpienia moje weź, a daj mi moc i wolę!”. Tego się nie czyta – to się odprawia jak liturgię. Potem Ludzie bezdomni – Judym rezygnuje z miłości, żeby „cierpieć dla idei”. W Medalionach Nałkowskiej zbrodnie są tak nieludzkie, że nie zostawiają miejsca na jakikolwiek cień ironii.

Czy jest w tym wszystkim miejsce na śmiech? Teoretycznie tak. Praktycznie – nie bardzo. Gdy Gombrowicz, Mrożek czy Witkacy próbują łamać ten schemat, są traktowani jako ekscentrycy. Dziś chętnie cytowani, ale nadal z nutą ostrożności. Bo jak to – śmiać się z formy? Z autorytetu? Z narodu?

A przecież świat bez komedii jest światem płaskim. Śmiech pozwala nie tylko odreagować, ale też zrozumieć. Obnaża mechanizmy władzy, świętoszkowatość, absurdy codzienności. Może właśnie dlatego tak się go boimy – bo zabiera iluzję powagi. A powaga to przecież nasza specjalność narodowa.


Śmiech wymaga inteligencji

Komedia jest trudna. Nie wystarczy żart. Trzeba wiedzieć, z czego się śmiać, kiedy i dlaczego. Trzeba wyczuć rytm. Być błyskotliwym. I nie dać się wciągnąć w banał. Dlatego właśnie śmiech literacki bywa bardziej wymagający niż łzy. Bo wymaga precyzji.

To dlatego wielu autorów wybiera prostszą drogę – dramat, który sam z siebie wydaje się „ważny”. Tymczasem dobry śmiech może być równie nośny jak poważny traktat. Czy naprawdę potrzeba więcej dowodów niż Folwark zwierzęcy Orwella? Albo Paragraf 22 Hellera? A nawet u nas – Tango Mrożka, które groteską mówi o końcu wartości. Czy to mniej ważne, bo czasem jest zabawne?


Czy da się pisać komedię po polsku – i na poważnie?

To pytanie, które warto zadawać, zwłaszcza dziś. W czasie przesytu tragedii – tych realnych i tych wyimaginowanych – może właśnie śmiech okaże się ratunkiem. Nie jako ucieczka, ale jako forma obrony. Jako sposób mówienia prawdy, która byłaby zbyt trudna, gdyby powiedzieć ją wprost.

Być może największym wyzwaniem dla współczesnego pisarza w Polsce nie jest opisanie cierpienia, tylko opisanie świata tak, by jednocześnie rozśmieszyć i poruszyć. Bez taniego komizmu. Bez patosu. Bez martyrologii.


Bo tylko naprawdę dojrzali potrafią śmiać się z rzeczy ważnych.


📝 Masz uwagi do tekstu? Chcesz podzielić się swoją opinią? Napisz do redakcji: redakcja@gazeta.teatramatorski.art

📎 Materiały źródłowe: A. Mickiewicz – „Dziady”, S. Żeromski – „Ludzie bezdomni”, Z. Nałkowska – „Medaliony”, W. Gombrowicz – „Ferdydurke”, S. Mrożek – „Tango”, O. Tokarczuk – „Księgi Jakubowe”, W. Myśliwski – „Traktat o łuskaniu fasoli”